Pierwszy raz widziałem, jak Żona dochodzi
Wracam do domu wcześniej
niż zwykle, w dłoni trzymam butelkę czerwonego wina i już w głowie widzę jej
uśmiech, kiedy odkryje, że pomyślałem o nas, o wieczorze tylko dla dwojga.
Zrzucam buty, czuję, jak mięśnie się rozluźniają, ale nagle zamieram. Z piętra
dobiega jęk, przeciągły, wilgotny, taki, jakiego nigdy wcześniej od niej nie
słyszałem. Serce zaczyna walić jak młot, a wino w dłoni wydaje się nagle
absurdalnie nie na miejscu.
Wchodzę po schodach
powoli, jak we śnie, każdy krok wbija mi się w ciało jak rozżarzona igła, a
dźwięki stają się coraz głośniejsze, coraz bardziej obsceniczne. Moja żona
jęczy tak, jakby traciła zmysły z rozkoszy, jakby ktoś wyrywał z niej całe
powietrze przy każdym mocniejszym uderzeniu. Drzwi do naszej sypialni są
uchylone. Podchodzę bliżej, zaglądam i świat wali mi się na głowę.
Klęczy na czworakach na
środku łóżka, włosy w nieładzie, plecy wygięte w łuk, a każdy ruch bioder
mężczyzny za nią wyrywa z jej gardła krzyk. Tego skurwiela nawet nie znam,
wystarczy jednak jedno spojrzenie, żebym wiedział: młodszy, pewny siebie i…
większy. Dużo większy. Stoję w progu, serce mi dudni, butelka prawie wysuwa się
z dłoni, a ona nie przestaje, odwraca tylko głowę i kiedy mnie widzi, zamiast
wstydu na jej twarzy pojawia się triumfalny, rozkoszny uśmiech.
— Ooo kurwaaa… tak,
głębiej, mocniej! — jej jęk rozsadza ściany, a ja stoję jak sparaliżowany,
patrząc, jak obcy typ wbija się w nią od tyłu, a ona na czworakach podskakuje
przy każdym jego pchnięciu.
— Co ty, kurwa,
odpierdalasz?! — wrzeszczę, czuję jak twarz mi płonie. — W moim domu, w moim
łóżku?!
— Mmmmhhh… taaak, właśnie
tak, nie przestawaj! — jej krzyk wbija mi się w głowę jak nóż, a ona nawet nie
zaszczyca mnie spojrzeniem, tylko odrzuca głowę do tyłu i drży cała w spazmach
rozkoszy.
— Ty suko! — ryczę, a
głos łamie mi się w gardle.
Dopiero wtedy patrzy na
mnie, spocona, z rozchylonymi ustami i rozpalonymi oczami.
— Widzisz to? — mówi
zachrypniętym głosem, a jej ciało wciąż podryguje pod naporem kolejnych
pchnięć. — Patrz, jak pieprzy się prawdziwy facet. Patrz, jak robi się kobiecie
dobrze. Nie taki bezużyteczny, mały jak ty.
— Zamknij się! — krzyczę,
choć nawet dla siebie brzmię żałośnie. — Przestań… kurwa, przestań natychmiast!
Kochanek śmieje się
gardłowo, nie zwalniając tempa ani o ułamek.
— Słyszysz go? — warczy
do niej, zaciskając palce na jej biodrach. — Słyszysz, prawie płacze?
— Ahhh, tak, mocniej! —
ryczy, odwracając głowę w moją stronę. — No popatrz, skarbie. Tak wygląda
kobieta, kiedy ktoś naprawdę wie, jak ją zerżnąć. Ty nigdy, kurwa, nigdy nie
sprawiłeś, żebym tak krzyczała.
— Ty dziwko… — próbuję
wypluć z siebie, ale słowa więzną mi w gardle.
— Dziwka? — prycha z
ironicznym uśmiechem, usta rozchylone w jęku, a spojrzenie wbija prosto we
mnie. — Nie, kochanie. Jestem kobietą, której wreszcie dają to, czego
potrzebuje. A ty? Ty sobie patrz. Patrz i ucz się.
Patrzę na nich jak
kretyn, pięści mam zaciśnięte, ale nogi drżą jak z waty. Ona nagle wysuwa się
spod niego, opiera dłonie o materac i powoli, z jawną premedytacją, z tą
cholerną świadomością, że obserwuję każdy ruch, obraca się twarzą do kochanka.
— No chodź, pokaż mojemu
„mężowi”, co to znaczy być facetem — mruczy, a w jej głosie miesza się triumf i
nienasycenie.
On uśmiecha się
szyderczo, staje przy krawędzi łóżka, a ona bez wahania obejmuje jego kutasa
dłonią i wsadza go głęboko do ust.
— Mmmmm… tak, o kurwa,
właśnie tak… — jęczy gardłowo, a mnie przewraca się w żołądku.
— Ty… ty jesteś jebnięta
— wyrzucam z siebie, ale brzmi to bardziej jak błaganie niż oskarżenie. —
Przestań, kurwa, przestań…
Ona odrywa się na moment,
usta mokre, oczy wbite we mnie jak sztylety.
— Co? — prycha. — Mam
skończyć, bo ci przykro? Patrz dobrze. Tak się robi laskę prawdziwemu facetowi.
Nie twojemu żałosnemu siusiakowi.
— Pieprz się… — szepczę,
choć stoję jak wmurowany, bezsilny.
Kochanek zaciska palce na
jej włosach, wciska się głębiej, a ona tylko jęczy głośniej, gardło jej pracuje
w rytm jego ruchów, ślina spływa po brodzie.
— Ooo tak, kurwa, ssij,
pokaż mu, jaka jesteś w tym dobra — warczy facet, spoglądając na mnie ponad jej
głową. Ona wysuwa się powoli, oblizuje usta, a na jej twarzy pojawia się
triumfalny uśmiech.
— Widzisz, kochanie? To
jest męskość. To jest rozkosz. Patrz i ucz się, bo przy tobie… nigdy tego nie
poczułam.
Ona rytmicznie pracuje
ustami, gardłowe jęki rozdzierają ciszę, całe jej ciało drży. On trzyma ją za
włosy, wbija biodra mocno, tak że mam wrażenie, iż zaraz rozszarpie jej gardło.
— Kurwaaa… zaraz… zaraz
spuszczę się w twoje gardło! — warczy, a jej oczy błyszczą jak szalone, wbite
we mnie, jakby czerpała rozkosz nie tylko z niego, ale przede wszystkim z
mojego rozbicia.
— Nie… nie rób tego! —
wybucham, ale stoję jak sparaliżowany. — Nie przy mnie, kurwa!
Ona tylko przyspiesza,
wbija go sobie jeszcze głębiej, aż dławi się głośno, a potem nagle całe jego
ciało napina się i rozlega się ochrypły jęk. Dochodzi, a ona bierze wszystko,
do końca, bez zawahania, bez cienia mrugnięcia, aż do ostatniej kropli.
— Mmmhhh… — mruczy
przeciągle, wycofując się powoli, usta pełne, policzki wypchane.
Patrzy na mnie z
triumfem, podchodzi powoli, krok za krokiem, a ja cofnięty już o metr czuję
zimno ściany za plecami, nie mam dokąd uciec.
— Otwórz buzię, kochanie
— mówi miękko, lecz w jej głosie dźwięczy stal. — Chcę, żebyś poczuł, jak
smakuje prawdziwy facet.
— Ty jesteś chora… —
syczę, ale ona łapie mnie za brodę, paznokcie wbijają się w skórę, i wciska
swoje usta w moje.
Czuję, jak gorący, gęsty
smak rozlewa się między moimi wargami, jak jej język brutalnie wpycha to
głębiej. Szarpię się, ale to bezsensowne. Połykam część wbrew sobie, reszta
spływa po brodzie.
Ona odrywa się powoli,
oczy płoną, a na ustach ma mokry, triumfalny uśmiech.
— No i co, kochanie?
Smakuje ci twoja porażka? — szepcze, po czym odwraca się do łóżka jakby cała ta
scena była jedynie preludium do dalszego pieprzenia.
Ocieram usta, czuję
obrzydzenie, upokorzenie i gniew naraz, a wtedy kątem oka dostrzegam, jak
kochanek sięga po coś z torby rzuconej przy łóżku. Nim pojmuję, co się dzieje,
powietrze przecina metaliczny szczęk. Kajdanki lądują w jej dłoniach.
— Co… co to, kurwa, ma
znaczyć? — wyduszam, serce wali jak oszalałe.
Patrzy na mnie, cała
mokra od potu i rozkoszy, a jej uśmiech jest zimny, pewny siebie, tak obcy i
lodowaty, że robi mi się słabo.
— To znaczy, że teraz
naprawdę popatrzysz, skarbie — jej głos tnie jak brzytwa. — Bez możliwości
zasłaniania oczu czy spierdalania.
— Nie waż się! — cofam
się o krok, ale ona jest szybsza. Chwyta mnie za nadgarstek, obraca brutalnie,
a nim zdążę się wyrwać, czuję zimny metal na skórze. Jeden klik, drugi… i już
obie ręce mam skute za plecami.
— Puść mnie! — ryczę,
szarpiąc się rozpaczliwie, lecz to żałosne.
Ona śmieje się gardłowo,
nachyla mi się do ucha, jej oddech pali.
— Ooo, jaki ty jesteś
bezradny… pierwszy raz widzę cię w czymś tak… męskim — prycha, a potem jednym
ruchem zdziera ze mnie spodnie.
Kiedy mój kutas wypada na
wierzch, ledwo twardniejący od samego stresu, jej oczy błyskają jadowitym
triumfem.
— No i proszę… — mówi
głośno, tak żeby on też usłyszał. — Widzisz, jakie maleństwo mnie do tej pory
„zaspokajało”? — robi w powietrzu cudzysłów palcami, po czym wybucha głośnym,
bezlitosnym śmiechem.
— Pierdol się… — cedzę
przez zaciśnięte zęby, ale czuję, jak policzki palą mnie wstydem i
upokorzeniem.
— Już się pierdolę,
skarbie — rzuca z drwiną i popycha mnie gwałtownie na fotel obok. Ląduję
ciężko, ręce skute za plecami, spodnie zwisają przy kostkach, a mój kutas stoi
nieporadnie jak żałosna parodia erekcji.
Kochanek podchodzi do
niej od tyłu, zaciska dłonie na jej biodrach, a ona znowu odwraca głowę w moją
stronę.
— Patrz teraz, jak to się
robi naprawdę — mruczy, rozchylając usta w spazmatycznym jęku, kiedy on wbija
się w nią głęboko.
Siedzę skrępowany na
fotelu, a ona pochyla się do przodu, rozstawia biodra szerzej, oddaje mu się
bez wahania. On ustawia się mocniej, spluwa w dłoń i z bezczelną pewnością
mierzy w jej tyłek.
— Ooo tak, właśnie tam… —
mruczy gardłowo, kiedy jego kutas znika w jej dupie, a ona wygina się w łuk,
włosy spadają jej na twarz. — Pokaż mojemu mężowi, co to znaczy naprawdę
wypełnić kobietę.
On wbija się w nią
brutalnie, a ona w tym samym momencie pochla się przede mną i sięga do mojego
kutasa. Jej dłoń jest zimna, pewna, nie ma w niej cienia zawahania.
— Mmmmmh… popatrz na
siebie, cały się trzęsiesz — syczy, przesuwając dłonią szybko w górę i w dół. —
Taki mały, taki żałosny, a i tak zaraz spuścisz się w moją rękę.
Zaciskam zęby, głowa
odchyla mi się do tyłu, ciało wyrywa się naprzeciw jej dłoni, mimo że wstyd
pali mnie jak żywy ogień.
— Aaaaah… — wyrwało mi
się z gardła, choć próbowałem to stłumić.
— No widzisz, piesku,
wystarczy parę ruchów i jesteś gotowy — syczy z szyderczym uśmiechem, a drugą
ręką nagle zaciska się brutalnie na moich jądrach. — Ale nie, nie dam ci tej
ulgi.
Ściska mocniej,
zatrzymuje ruch dłoni, a ja aż podrywam się na fotelu z bólu i desperacji.
— Kurwaaa! — krzyczę,
cały drżący, pulsujący na samej krawędzi.
Ona powoli oblizuje
palce, na których został mój pre-cum, i patrzy na mnie spod półprzymkniętych
powiek, oczy lśnią jej rozkosznym, okrutnym blaskiem.
— Smakujesz jak
frustracja, wiesz? — mruczy złośliwie, a za jej plecami on wbija się w nią
jeszcze mocniej, sapiąc ciężko, jakby chciał rozerwać ją od środka.
— Mmmmh… — jęczy nisko, a
jej dłoń zaledwie muska mój kutas, tylko po to, by w ostatniej chwili cofnąć
się z drapieżnym uśmiechem. — Patrz, kochanie. On pieprzy mnie w dupę, a ja
mogę doprowadzić cię do obłędu samym dotykiem.
Każde jego pchnięcie
sprawia, że całe łóżko trzeszczy złowrogo, a echo uderzeń wypełnia pokój.
— Wypnij się lepiej, suko
— warczy, uderzając ją w tyłek tak mocno, że dźwięk odbija się od ścian. — Chcę
słyszeć, jak jęczysz dla mnie, a nie dla tego żałosnego fiuta, z którym żyjesz.
— Taaaak… — syczy,
wypinając się głębiej, plecy wyginają jej się w idealnym łuku. — Rżnij mnie
mocniej, pokaż mu, jak dobrze mi jest… ahhh…
Jej głos rozdziera mnie
na pół, wbija się w każdą myśl jak rozżarzone ostrze. Zanim zdążę otworzyć
usta, nagle odwraca się ku mnie, wciąż targana jego brutalnymi pchnięciami, opiera
dłonie na moich udach i obejmuje mnie ustami.
— Mmmmhh… — mruczy
głęboko, język ślizga się po całej długości, a ja napinam się jak struna, czuję
jak całe ciało pulsuje w rytmie jej ruchów.
— No, no, nie za szybko —
on wciąż rżnie ją w dupę, ale jedną ręką chwyta jej włosy, odciąga głowę
gwałtownie do tyłu i wyciąga mnie z jej ust, brutalnie, bezlitośnie. — Jeszcze
nie teraz. Ma cierpieć. Ma wiedzieć, że twoje usta należą do mnie.
— Aaaaah… — wyrwało mi
się bezwiednie, bo byłem na krawędzi, czułem wciąż jej gorące wargi na sobie, a
nagle zostałem pusty, odcięty, rozszarpany głodem.
Ona, z oczami zalanymi
łzami od szarpnięcia, powoli oblizuje usta, po czym uśmiecha się triumfalnie,
jakby sam ból był dla niej rozkoszą.
— Słyszysz, kochanie? —
wyszeptuje zachrypniętym głosem, usta czerwone i błyszczące od śliny. — Nawet
kiedy mam cię w ustach, to on decyduje, kiedy mogę przestać. I wiesz co? Kocham
to. Kocham, że jestem jego, a ty możesz tylko patrzeć.
On przyciąga ją do siebie
jeszcze mocniej, przygniata twarzą do materaca, wbija się w nią brutalnie i
głęboko, a jej jęki stają się już dzikie, niekontrolowane, jakby zapomniała, że
w ogóle istnieję.
— Głośniej! — warczy
nisko, głos ma twardy jak stal. — Chcę, żeby twój mąż dobrze zapamiętał, jak
brzmi jego kobieta, kiedy naprawdę jest rozpieprzona na kawałki.
— Mmmmhhh… tak, tak,
jeszcze! — jęczy, a ja siedzę przykuty, mokry od własnego potu, kutas sztywny
jak stal, pulsujący w męczarni bez ulgi, w stanie, w którym samo istnienie
boli.
Jej ciało szarpie się
gwałtownie, wbite na niego do samego końca, a jęk, który wyrwał się z jej
gardła, jest inny niż wszystkie poprzednie — krótki, przeciągły, rozrywający
ciszę, aż zwieracz drży w konwulsji.
— Mmmmmhhhhh… taaakkk! —
wykrzykuje, rozlewając się na jego kutasie, całkowicie tracąc nad sobą
panowanie.
On zaciska zęby i wysuwa
się z jej dupy z mokrym, soczystym mlaśnięciem, a w nozdrza uderza mnie ciężki
zapach potu i seksu. Jego kutas błyszczy od jej soków i spermy, cały oblepiony
śliską, lepką mieszanką, która kapie gęstymi kroplami na podłogę. Bez chwili
wahania kieruje się prosto ku mnie.
— No to teraz twoja
kolej, pajacu — syczy, stojąc nade mną z dumnie sterczącym, ociekającym fiutem.
— Nie… nie waż się,
kurwa! — szarpię się w fotelu, ręce skute za plecami, odchylam głowę, próbuję
choćby o centymetr odsunąć się od jego cienia.
— Ooo nie, kolego. — Jego
dłoń zaciska się na mojej twarzy, drugą przydusza mi nos. Płuca płoną, dusi
mnie coraz bardziej, desperacko walczę o oddech, a on właśnie w tej chwili
wbija mi kutasa głęboko w usta.
Smak uderza mnie
natychmiast, ciężki, gorzki, oleisty. Metaliczny posmak spermy miesza się z
kwaśnym, dusznym aromatem jej dupy. Gardło ściska mi się w konwulsjach, żołądek
podchodzi do góry, a ja połykam wbrew sobie ten lepki, obrzydliwy smak, który
rozlewa się po całej jamie ustnej, wciska się w język i nozdrza.
— Weź to, połknij
powietrze razem ze mną! — warczy, wciskając się jeszcze mocniej, aż łzy lecą mi
ciurkiem po twarzy.
— Mmmhhh! — dławię się,
oczy mam rozszerzone, ciało szarpie się w panicznych drgawkach, ale jestem
uwięziony, bezradny, nie mam gdzie uciec.
On wbija się coraz
brutalniej, gardło piecze mnie żywym ogniem, a gdy wreszcie puszcza nos,
łapczywie chwytam oddech. Razem z powietrzem wciągam jego smak, ciężar i brud,
które zalegają mi w środku jak trucizna.
— No i co, frajerze? —
sapie nade mną, uderzając biodrami coraz mocniej. — Tak właśnie kończy się
twoja męskość. Twoja żona w dupę, a ty na kolanach z moim chujem w ryju. —
Pochyla się niżej, a w jego uśmiechu czai się szydercza rozkosz. — No, powiedz…
jak jej dupa smakuje, co?
Ona, wciąż rozdygotana po
orgazmie, patrzy na mnie z błyszczącymi oczami i triumfem w spojrzeniu, ściera
ślinę z brody, jakby pieczętowała mój upadek.
— Widzisz, kochanie? —
mówi miękko, niemal czułym tonem, co wbija nóż jeszcze głębiej. — Ty już nie
jesteś mężem. Jesteś widzem. I moją zabawką.
Duszę się, gardło mam
pełne, próbuję odwrócić głowę, ale jego palce wbijają się w mój kark, trzymają
mnie nieruchomo jak w imadle. Łzy lecą strumieniami po policzkach, kutas wbity
mam głęboko, aż czuję, że zaraz pęknę, a jego biodra przyspieszają bezlitośnie.
— Kurwaaa… zaraz ci się
spuścimy w tę żałosną buzię! — warczy nade mną, dociskając mocniej, wbija się
tak głęboko, że czuję, jak świat zaczyna się rozmazywać.
— Mmmhhh! — szarpię się,
całe ciało trzęsie mi się spazmatycznie, próbuję wypluć cokolwiek, ale wtedy
zalewa mnie fala gorącej, gęstej spermy. Wpycha mnie głębiej, aż jedynym
ratunkiem staje się przełykanie, inaczej bym się udusił. Gardło piecze jak rozżarzone
żelazo, przełykam odruchowo kolejne porcje, czuję, jak spływają w dół, jak
zalewają mnie od środka, a on trzyma mnie mocno, bezlitośnie, dopóki nie
skończy.
Kiedy wreszcie się
odsuwa, kaszlę, dławię się, próbuję wyrzygać resztki, ale większość już
połknąłem. Oddycham ciężko, oczy mam czerwone i zapuchnięte od łez, ciało drży
w bezsilnym szoku.
Ona stoi obok,
rozczochrana, rozpalona, a nagle wybucha śmiechem. Głośnym, szyderczym, zimnym
jak nóż wbity prosto w kręgosłup.
— Hahaha! — śmieje się,
wskazując mnie palcem. — Widziałeś siebie? Jak łykałeś jego spermę jak grzeczny
piesek. Boże, jesteś żałosny.
— Zamknij się… — szepczę
ochryple, głos mi drży, dźwięk brzmi jak skomlenie.
— Zamknij się? —
powtarza, naśladując mój ton, a potem zanosi się jeszcze głośniejszym śmiechem,
który odbija się od ścian. — Ty już nie masz prawa mówić mi „zamknij się”.
Jesteś zerem. Facetem z małym, bezużytecznym fiutkiem, który właśnie połknął
obcemu.
Przysiada na łóżku,
rozkłada nogi, patrzy na mnie z góry jak królowa na swojego błazna.
— Wiesz, co teraz widzę?
— przeciąga słowa, smakując każdy dźwięk, a w jej oczach błyszczy triumf. — Nie
męża. Nie partnera. Tylko śmiesznego, żałosnego cuckolda. I dokładnie tym od
dziś jesteś.
Jej śmiech wbija mi się w
czaszkę, rezonuje w niej głośniej niż moje własne myśli, głośniej niż ciężki,
urywany oddech.
Jeszcze ocieram usta,
dławiąc się goryczą i upokorzeniem, gdy kochanek odwraca się ode mnie i patrzy
na nią tym samym zimnym, pewnym spojrzeniem. Nim zdążę pojąć, co się dzieje,
łapie ją za biodra i popycha w stronę łóżka.
— Rozłóż nogi, suka.
Teraz ja decyduję, co z tobą będzie — warczy, dociskając ją brutalnie do
materaca.
— Ej… co ty… aaaahhh! —
próbuje się zaśmiać, ale jej głos załamuje się natychmiast, kiedy w jednej
chwili rozchyla jej uda i wbija się w nią ustami.
— Oooo kurwaaaa… taaak! —
wrzeszczy, odchylając głowę w tył, ciało szarpie się w spazmach, biodra
podrywają się same. — Mmmmhhhhh… jeeezuuu, liż mnie… głębiej… taaak!
On nie daje jej ani
sekundy wytchnienia. Ssanie jest brutalne, język ryje w niej jak szalony, a
palce wślizgują się bez opamiętania, głęboko, bez litości. Ona wygina się w
łuk, dłonie wbija w prześcieradło, krzyk rozkoszy rozdziera sypialnię, aż mam
wrażenie, że ściany drżą.
— Mmmmm… czujesz to,
kochanie? — mruczy między kolejnymi ruchami języka, zanurzony w niej jak w
swoim trofeum. — Twój „mąż” nigdy ci tak nie zrobił, prawda?
— Nnnhhh… nigdy!
Nigdyyyy! — wrzeszczy, a potem bełkocze w ekstazie, cała roztrzęsiona,
kompletnie poddana. — Ooo boże… taaak… jeszcze… nie przestawaj!
A ja, przykuty do fotela,
z nagim, pulsującym fiutem na wierzchu, mogę tylko patrzeć, jak moja żona traci
rozum pod obcym facetem, który bierze ją tak, jakby od zawsze była jego
własnością. Oddycham ciężko, ciało spina mi się w bezsilnym napięciu, kiedy on
rozrywa jej uda jeszcze szerzej i wbija się w nią twarzą.
— Aaaaaahhh! — ryczy,
kręci biodrami, jakby chciała go wciągnąć jeszcze głębiej. — Nieee… ja nie
wytrzymam! Ooo boże, boże, bożeee!
Jej głos rozdziera mnie
od środka. Już nic nie mówi z sensem, tylko bełkocze, jęczy, wyje w ekstazie, a
ja wiem, że nigdy przy mnie tak nie brzmiała, nigdy.
On wbija w nią dwa palce,
rytmicznie, głęboko, a język nie odpuszcza ani sekundy.
— Aaaaahhh! Mmmmhhhhh!
Taaak, jeeeesuuuuu! — wrzeszczy, wijąc się pod nim, dłonie rwą prześcieradło na
strzępy, całe ciało drży jak w gorączce.
Nagle cała sztywnieje,
biodra podrywają się wysoko, a potem rozlega się mokry, niekontrolowany plusk.
— Oooo kurwaaaa!
Aaaaahhh! — wrzeszczy, tryskając mu prosto na twarz, drży, jęczy, bełkocze bez
ładu, rozbita orgazmem, jakiego nigdy w życiu jej nie dałem.
— Oooo bożeee… tak, tak,
tak! — powtarza, głos rozdzierają jej spazmy, ciało szarpie się konwulsyjnie,
aż w końcu opada na materac, mokra, bezwładna, wyczerpana jak nigdy wcześniej.
Patrzę oszołomiony, mój
kutas drży, pulsuje jakby miał zaraz eksplodować, a ja nic nie mogę zrobić,
kajdanki wżynają się w nadgarstki. Pre-cum ścieka po żołędzi, spływa niżej, a
ja nawet nie mogę siebie dotknąć.
On wyciera twarz
przedramieniem, spogląda na mnie z kpiną i prycha chłodno.
— Tak wygląda kobieta,
którą naprawdę zaspokoiłeś — mówi z lodowatym zadowoleniem. Ona wciąż leży
rozparta, kiedy nagle całe jej ciało znowu napina się jak struna, biodra
podrywają się wysoko, a kolejny mokry plusk rozlewa się po pościeli. Myślę, że
to ostatnie drgnięcie orgazmu, że zaraz odpuści, ale jej dreszcze nie ustają.
On nie przestaje ani na chwilę.
— Ooo kurwaaaa…
mmmmhhhhh… tak… tak…! — wrzeszczy, próbując odsunąć się od jego dłoni, ale on
trzyma ją żelaznym chwytem, nie pozwala jej uciec.
Język ryje w jej cipce
bez litości, palce wbija coraz mocniej, uderza nimi o ściany jej wnętrza w
rytmie, który rozbrzmiewa w całym pokoju. Mokre, głośne chlupnięcia rozdzierają
ciszę, każdy dźwięk wbija się we mnie jak gwóźdź w trumnę.
— N-nie mogę… nieee…
bożeeeee…! — bełkocze, ale biodra same podrywają się naprzeciw jego ust, ciało
zdradza ją na moich oczach, jakby nie miała już żadnej woli, jakby była
marionetką w jego dłoniach.
— Możesz — warczy nisko,
zatapiając się jeszcze głębiej, aż cała jego twarz tonie w jej sokach. —
Jeszcze raz. Jeszcze. Twoje miejsce jest tutaj, pod moim językiem.
— Aaaaahhh, mmmhhhhh,
jaaa pierdolęeee! — wrzeszczy, szarpiąc się w konwulsjach, włosy lepią się jej
do spoconej twarzy, oczy przewracają się do tyłu, a krzyk rozdziera sypialnię
jak ryk opętanej.
Palce pracują w niej
coraz szybciej, mokro, bezlitośnie, język nie odpuszcza ani sekundy. Jej ciało
drży niekontrolowanie, napina się w spazmie i znów rozlewa na jego twarzy, a
ona wrzeszczy jak kobieta, która dawno przekroczyła granicę rozumu.
Siedzę przykuty, kutas
drży mi sam z siebie, pulsuje, gotów eksplodować, choć nie mam nawet jak
dotknąć się w obronnym odruchu. Jądra mam tak pełne, że każdy oddech to ból,
całe ciało błaga o wyładowanie, a kajdanki wrzynają się w nadgarstki jak
szydercze przypomnienie, że nie mam żadnej władzy. Każdy jej jęk, każdy mokry
plusk jego palców w jej wnętrzu to dla mnie kolejny gwóźdź, przypomnienie, że
jestem tylko widzem, nigdy uczestnikiem.
Ona wije się pod nim,
ciało wstrząsane spazmami, aż w końcu wydobywa z siebie zachrypnięty,
bełkotliwy krzyk:
— N-nie mogę… błagam…
przestań… dość…!
On jednak wbija w nią
palce jeszcze raz, głęboko, brutalnie, a potem powoli wysuwa je z niej, całe
mokre, lśniące jej sokami. Bez słowa wciska je w jej usta. Ssanie jest
zachłanne, jęk półświadomy, czuje własny smak i drży, jakby chciała więcej, a
ja mam wrażenie, że zaraz oszaleję.
Kiedy wyciąga palce,
pochyla się nad nią i całuje brutalnie, wciska język w jej gardło, jakby
przypieczętował to, że należy wyłącznie do niego.
Potem nagle wstaje,
spokojny, jakby nic się nie stało. Zbiera z podłogi swoje rzeczy, a ja myślę,
że to już koniec, że zaraz zniknie i zostawi mnie w tej męczarni. Ale on
zatrzymuje się w pół kroku, patrzy na mnie z kpiną, uśmiecha się pod nosem i
podchodzi bliżej.
— Wiesz co? — mówi cicho,
głos ma spokojny, lecz w tym spokoju czai się drwina. — Jeszcze jedna lekcja
dla ciebie.
Zrzuca koszulkę z
ramienia, siada przede mną na krawędzi fotela. Jednym ruchem wyciąga kutasa,
wciąż twardego, napęczniałego, i spogląda mi prosto w oczy, jakby sprawdzał,
ile jeszcze wytrzymam, zanim coś we mnie pęknie.
— Otwórz mordę, frajerze.
— To nie brzmi jak prośba, to czysty rozkaz.
— Nie… nie… — kręcę
głową, próbuję się cofnąć, ale kajdanki i twarde oparcie krzesła nie zostawiają
mi żadnej ucieczki.
On zaciska palce na moim
nosie, odcina mi powietrze, a żona, rozciągnięta na łóżku, patrzy na wszystko z
szeroko otwartymi oczami i tym dziwnym, zimnym uśmiechem. Walczę jeszcze kilka
sekund, aż w końcu instynkt wygrywa — rozchylam usta, chcąc złapać oddech.
Właśnie wtedy wbija się we mnie bez litości.
— Tak, dokładnie tak. —
Głos ma gardłowy, triumfalny, kiedy wpycha się głębiej, aż gardło piecze mnie
jak rozżarzony ogień.
— Mmmhhhhh! — dławię się,
szarpię, próbuję odwrócić głowę, ale jego dłoń przyciska mnie mocniej, nie
dając mi ani milimetra wolności. Czuję, jak jego kutas pulsuje w środku, jak
rytm bioder staje się coraz bardziej dziki, nie do zatrzymania.
— Patrz na niego,
skarbie… — głos żony dociera do mnie przez szum w głowie, zachrypnięty, ale
pełen triumfu. — Twój „mąż” na kolanach, łyka cię jak dziwka. To jest obraz,
który chcę zapamiętać.
— Oooo kurwaaa! — ryczy,
napina się i nagle zalewa mnie falą gorąca. Wpycha się do końca, zalewa gardło
spermą, która spływa prosto do żołądka. Nie mam wyboru, muszę połykać, dławię
się, kaszlę, łzy lecą mi po policzkach, a on trzyma mnie, dopóki nie wyssie ze
mnie ostatniej resztki powietrza.
Kiedy wreszcie się
odsuwa, spluwam resztkami, ale większość już siedzi we mnie, ciężka, lepka,
gorzka. On poprawia spodnie, odwraca się i tym razem naprawdę kieruje się do
drzwi.
— Do następnego, suko —
rzuca do mojej żony, a dla kpin klepie mnie w policzek jak dziecko, zanim
wychodzi.
Zostaję sam z nią. Leży
na łóżku, opiera głowę o poduszkę, śmieje się cicho, melodyjnie, a jednak w jej
oczach czai się lodowata stal.
— Widzisz, kochanie? —
mówi, oblizując wargi, jakby chciała wydłużyć każdą sekundę mojego upokorzenia.
— Tak kończą mali, bezużyteczni faceci. Z pełnymi jaj, ze spermą innego w buzi
i z żoną, która już nigdy nie będzie ich.
Komentarze
Prześlij komentarz